Siedzę z ręcznikiem na głowie i jem śniadanie. Jajecznica z cebulką, kilka pomidorków koktajlowych i lekko czerstwy już chleb. Popijam wszystko zimnawą już czarną herbatą. Śniadanie mistrzów.
W głowie kotłują się myśli od domu, poprzez nas, pracę, spełnienie, marzenia i ewentualne dzieci. Działanie mózgu na tak wysokich obrotach z tak ciężkimi myślami, męczy. Całe szczęście nie jest tak zawsze, to sprawa okresowa. Wiem, że zaraz będzie tylko tu i teraz.
Na pytania "co słychać" mówię o codzienności, bo chyba nie umiem dzielić się tym co wyżej. A więc tu i teraz opowiadam, że piorę, odkurzam i kąpię psa. Że wychodzi mi świetny placek drożdżowy z rabarbarem i że kupiłam 4kg truskawek i zrobiliśmy dżem. Że nie czytam, bo mam trochę chaosu w głowie i nie mam pojęcia na jaką lekturę mam ochotę. A w Lidlu kupuję książki dla dzieci "na psa urok" na przykład. Że odzywają się we mnie macierzyńskie instynkty ale nie wiem czy to samoistnie, czy to ten wiek, czy trochę przez to, że wszyscy wokół zostają rodzicami więc i ja trochę z nimi "wybieram" wózek dla potomka. Że byłam na randce na śniadanie - to jest jednak zdecydowanie moja ulubiona forma randek. Że wypadają mi włosy. że poziomki mi rosną. że żyję i jest pięknie.
Jest mi po prostu pięknie.